Jak wiadomo w tym roku przypada 130. rocznica urodzin gen. Władysława Andersa – urodzonego w Błoniu pod Krośniewicami wybitnego generała i polityka, dowódcy Armii Polskiej w ZSRR i 2 Korpusu Polskiego, bohatera spod Monte Cassino. Z generałem Andersem wiąże się ciekawa, ale mało znana historia, którą po latach na lamach Tygodnika Płockiego nr. 17 z dnia 23 kwietnia 1989 roku opowiedział inny wybitny mieszkaniec naszego miasta, a jednocześnie twórca naszego Muzeum – Pan Jerzy Dunin – Borkowski. Okazuje się bowiem, że obaj panowie dobrze się znali. Pomimo dzielącej ich różnicy wieku (16 lat) oboje należeli bowiem w czasach studenckich do tej samej elitarnej korporacji studenckiej „Arkonia”. Elitarność „Arkonii” polegała na tym, ze skupiała młodzież zamożną i wysoko urodzoną, a jej członkami zazwyczaj byli ludzie cieszący się powszechna estymą i szacunkiem społecznym. Będąc modnym jeszcze żakiem studiującym w Warszawie na Wyższej Szkole Handlowej w Warszawie, Pan Borkowski miał przyjemność spotkać osobiście wtedy jeszcze płk. Władysława Andersa.

Człowiek ten już wówczas budził wśród młodszych kolegów powszechny szacunek i podziw. Wsławił się On nie tylko czynami wojennymi na froncie polsko-radzieckim, ale przede wszystkim obroną porządku konstytucyjnego państwa podczas przewrotu majowego w 1926 roku. Jak wspomina sam Pan Jerzy: „Dla nas był bohater, bowiem walczył po stronie prezydenta Mościckiego. Mówiąc nawiasem prawdopodobnie z tego powodu Józef Piłsudski zwlekał z jego awansem generalskim, na który Anders musiał czekać blisko 10 lat”. Pomimo licznych obowiązków sam Anders zaglądał do korporacji na tyle często na ile pozwalał mu czas. Miał do tej organizacji szczególny sentyment, bowiem wstąpił w jej szeregi jako student politechniki Ryskiej, jeszcze przed I Wojną Światową. Po zakończeniu studiów kontynuował aktywną w niej działalność, będąc dla młodszych kolegów czymś w rodzaju duchowego przewodnika, mentora i wzoru do naśladowania. Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany, z bujną ciemną czupryną, ubrany zawsze w mundur oficerski, posługujący się nienaganną polszczyzną i arystokratycznymi manierami, wyróżniał, się zdecydowanie z tłumu i skupiał na sobie uwagę. W lach 30 XX, przy każdej możliwej okazji odwiedzał siedzibę „Arkonii”, służąc młodszym barciom serdeczną radą i dobrym słowem. Najlepiej o jego ówczesnej postawie opowiedział sam Pan Borkowski: „W tamtym okresie miałem okazję bardzo często spotykać Andersa, nigdy jednak nie sądziłem, że wejdzie on na stale do dziejów ojczystych”. Do ostatniego spotkania obu panów doszło w niecodziennych okolicznościach na kilkanaście dni przed wybuchem II Wojny Światowej. Panowie spotkali się na dworcu kolejowym w Kutnie, z którego mieli udać się do Warszawy. Podczas 2 godzinnej podroży wymienili miedzy sobą prywatne poglądy na temat zbliżającej się nieuchronnie wojny. Wśród inteligencji panowała już wtedy opinia, nie czy wojna będzie, tylko kiedy wybuchnie. Z wiadomych przyczyn los już nigdy obu panów nie skojarzył. Generał Anders został rzucony na pierwsza linie frontu, dowodząc Nowogrodzką Brygada Kawalerii oraz Grupą Operacyjną Kawalerii. Później dostał się do niewoli sowieckiej i tylko dzięki zmianie światowej polityki i układowi Sikorski-Majski, który przywracał stosunki dyplomatycznie między oboma państwami, dostał szanse na dalsza karierę wojskową i pomoc walczącej ojczyźnie. Jerzy Dunin-Borkowski natomiast brał udział w konspiracyjnej walce z Niemcami, gdzie został awansowany do stopnia podpułkownika, a w czasie powstania warszawskiego walczył w zgrupowaniu „Baszta”. Co ciekawe sam Pan Jerzy dosyć dokładnie przebadał historie rodziny Andersów, poddając pod wątpliwość wiele wydarzeń z pobytu rodziny w Krośniewicach, ale to już temat na zupełnie osobną historię…

Więcej informacji na temat całego artykułu można znaleźć pod linkiem poniżej.

http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/dlibra/docmetadata?id=74985&from=&dirids=1&ver_id=&lp=37&QI=

IMG 20220821 085948

Władysław Anders w czasach studenckich.

 

155453

Przypinka studenckiej organizacji "Arkonia".